wtorek, 20 marca 2012

MAE HONG SON - Cały kraj w 2 dni

W 2 dni przejechaliśmy cały kraj. Z najbardziej wysuniętego na południowy wschód Koh Chang, wylądowaliśmy przy granicy z Laosem i Birmą (złotym trójkącie) na północnym zachodzie w Mae Hong Son. Cały czas w drodze nie było kiedy sklecić posta.


Pokaż Przez Tajlandie na większej mapie
Po kolei. Z Koh Chang ruszyliśmy w południe, minibusem prowadzonym przez szaleńca, który jechał zupełnie jak nasi "busiarze", ponadto spośród 7,5 godziny spędzonych za kółkiem, 7 przegadał przez telefon. Do Bangkoku dotarliśmy wieczorem. Załatwiliśmy sobie "cele z wiatrakiem" za 220 bath, bo pokojem tego nazwać nie można. Kolacja i szybkie zakupy na Khaosan - rozleciał mi się pasek i portki mnie spadają - czyżbym tu schudł??

O 6.35 - punktualnie podjechała taksówka i po godzinie byliśmy na lotnisku. 

Do Chiang Mai krótki lot - tylko godzinę. W Chiang Mai zasiedliśmy na śniadanie w Daret's. Tam mamy się spotkać z Leo i Yin, którzy jadą autobusem z Nan. Znaleźliśmy w między czasie pokoje na dzisiejszą noc. Pokój (duuuuży) z TV, lodówką, łazienką i ciepłą wodą za 300 bath (30 zł) - najlepszy pokój jaki mieliśmy do tej pory. 

Leo z Yin dojechali koło 16-stej. Zjedliśmy obiad, pogadaliśmy, i sjesta - wszyscy zmęczeni.



Dziewczyny poszły spać a ja z Leo pojechaliśmy na lotnisko odebrać Kaśkę, która przylatuje o północy i dołączy do nas na najbliższy tydzień. Kaśka z Lublina, jest młodym adeptem sztuki fotograficznej, studiuje ją na Bali i jeszcze jej za to płacą (stypendium) - bez komentarza. 

W Chiang Mai się nie nasiedzimy bo o 7 rano mamy autobus do Mae Hong Son. O 6 rano ruszyliśmy na dworzec, Yin kupiła bilety i mówi, że nasz autobus stoi na 13-stce. "Chyba żartujesz"!! 




Mamy spędzić 7 godzin w tym bydłowozie?? Nie żartowała. Do Mae Hong Son jeżdżą też minibusy, Yin mówi jednak, że jeżdżą oni jak wariaci - potwierdzamy, a droga górska i niebezpieczna. Jak się potem okazało droga, przypomina tą w Birmie, prowadzącą nad Inle Lake, z tą różnicą, że tu jest asfalt. Przez 5 godzin przemierzaliśmy górskie serpentyny, bardzo często pokonując 10-15 minutowe podjazdy na 1 biegu, z prędkościami poniżej 10km/h. Po 8 godz męczarni dojechaliśmy. Zmęczeni strasznie. Dziś odpoczywamy i opracowujemy plan na najbliższych kilka dni. Będziemy eksplorować górskie wioski, jaskinie, i świątynie. W guesthousie w którym mieszkamy mamy darmowe wifi - więc postaram się żebyście byli teraz na bieżąco.

Najpierw jednak obiad. Makarony i ryże z mięskiem i warzywami, ostre lub łagodne wedle uznania - wszystkie w bardzo przystępnych cenach (3,5-5 zł) 




Potem spacer po mieście. Szukamy informacji o tym co tu można zobaczyć - późno już, prawie wszystko pozamykane. Dużo tu pięknych drewnianych domów, koty rasy birmańskiej, wszystkie dziadki palą bidi, czy to jeszcze Tajlandia czy już Birma?






Znaleźliśmy czynnego tour operatora, ma fajną 2-dniową wycieczkę do lokalnych plemion, z transportem, wszystkimi wstępami i noclegiem w jednej z wiosek. Dziewczyny utargowały na 2700 bath /os (270 zł). Kupa kasiory. Leonard napalił się jak szczerbaty na suchary - nie powiem, że ja nie.


Dziewczyny mają wątpliwości. Renie przekonałem szybko - to była ta łatwa część. Yin martwią koszty, Kaśkę  "pająki" na noclegu. Dyskusje były długie. Koniec końców skończyło się tak jak musiało. Nauczeni doświadczeniem podróżowania po Tajlandii stwierdziliśmy, że jak będziemy chcieli zobaczyć to wszystko na własną rękę, na 99% wyniesie nas to drożej. Przekonaliśmy dziewczyny. Spłukamy się z Renią strasznie - ale mam nieodparte wrażenie, że będą to bardzo dobrze wydane pieniądze. Optymistycznie nastawieni kończymy wieczór w knajpce nad malowniczym jeziorkiem, nieopodal naszego guesthous'u.






Jedziemy na 2 dni, nie spodziewam się, żeby w wiosce Karenów, Lahu, czy Shan mieli wi-fi.

Cierpliwie więc czekajcie na relację z treku po górskich wioskach.
Wielkie pozdro dla wszystkich co tęsknili i dla tych co "Jaleous" - we miss You JACK!!

P.S - SULIO!
Pozdrowiliśmy Leo, niniejszym oznajmiam, że wszystkie postulaty odhaczone.
+proszę wypić za mnie Changa na Khao San -już rano pierwszego dnia!
+Reni pozwalać chodzić na masaże
+nie ofuczać się na Mateusza (jak na razie jest nieźle)
+pozdrowić Leo
+nie dać się fałszywie uśmiechającym się!
+pisać często, bym chociaż tak mógł ukoić moją zmartwioną duszę! (jak tylko możemy)

6 komentarzy:

  1. wujku Mat. pozdrów ciocię Renię od całej gromady. i garść nasion wrzuć do plecaka w jednej z tych wiosek. zasiejemy. dobrze was widzieć ponownie...

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo stęsknieni dziękujemy za wpis, KICIUŚ dla mnie boski trochę jak rosyjski trochę jak brytyjski ale jednak birmański, Bożenka też codziennie czyta i tęskni ale komentarza dodać nie umie wiec piszę i przekazuje ogromne buziaki od Mamusi:-)Pozdrowienia dla całej ekipy. Natalia i Łukasz

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojcze Dyrektorze! Jestem pod wrażeniem zarówno w sprawie częstotliwości pisania, jak i spełnienia postulatów! Ech, melancholia mnie dopada, nie puszczę już Was samych do Azji, bo ciężko mi bardzo. Złapałem się na tym, że sny zaczynam mieć indyjsko-tajlandzkie, a to chyba znak że trzeba ten stracony czas siedzenia na przednówku w Kazimierzu - nadrobić!
    Jaki plan na przyszły rok?
    Pozdrowienia dla Reni, Kasi, Yin i Leo. Dla Dyrektora pokłon.

    OdpowiedzUsuń
  4. No no 2 dni w dżungli zazdroszczę teraz to Wam zazdroszczę !
    3majcie się ale będzie jazda i jakie wspomnienia uuu Panie ...:]
    cena 2700 bahcików na tyle ludziska to bardzo dobra cena !!
    pozdrawiam
    neronek

    OdpowiedzUsuń
  5. Darek Przesmiewca!!! Pozdrowienia NERONEK!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. także pozdrawiam :]
      a ci nie dają odznak życia dżungla ich zjadła czy cóś ?

      Usuń