Bangkok dzień drugi.
Mieliśmy dziś jechać do Kanchanaburi. Wczoraj wracając do domu stwierdziliśmy, że budzik must die, i o której wstaniemy o tej wstaniemy. No i wstaliśmy...o zgrozo po 11. Z wyjazdu więc nici. Prysznic, śniadanie, internet, zakup i aktywacja kart do tel. (w odróżnieniu od Indii obyło się bez podania ze zdjęciem) i z hotelu wyszliśmy po 13-stej. Płyniemy do "Pałacu". Wczoraj nie daliśmy rady dziś tak łatwo nie damy się spławić. Tramwaj wodny (znowu nie zapłaciliśmy) stacja nr. 9 - wysiadamy. Przeciskamy się przez klimatyczny targ.
Mieliśmy dziś jechać do Kanchanaburi. Wczoraj wracając do domu stwierdziliśmy, że budzik must die, i o której wstaniemy o tej wstaniemy. No i wstaliśmy...o zgrozo po 11. Z wyjazdu więc nici. Prysznic, śniadanie, internet, zakup i aktywacja kart do tel. (w odróżnieniu od Indii obyło się bez podania ze zdjęciem) i z hotelu wyszliśmy po 13-stej. Płyniemy do "Pałacu". Wczoraj nie daliśmy rady dziś tak łatwo nie damy się spławić. Tramwaj wodny (znowu nie zapłaciliśmy) stacja nr. 9 - wysiadamy. Przeciskamy się przez klimatyczny targ.
U nas płyta CD zazwyczaj działa w wieśkowozach jako "antyradar" tutaj delikatnie smagana wiatrem działa jako "antymucha" nad stoiskiem z mięskiem.
Od przystani do Pałacu jest jakieś 200m, a po drodze zaczepiają nas Zenki. Pierwszy pyta gdzie idziemy - DO PAŁACU. Stary w krótkich spodenkach nie wejdziesz. Drugi nas zaczepia: dziś w pałacu jest "ceremony" nie ma zwiedzania. Trzeci w zupełnie Idnian-style wciska jakąś ciemnote w stylu, że pałac się spalił i już nie istnieje, Wszyscy jednak w zastępstwie bardzo chętnie zaprowadzą nas na przystań i wsadzą na łódkę swojego szwagra, który zabierze nas na pływający targ. Helllloooo! Nie z nami takie numery! HA! W pałacu pani z mikrofonem zgodnie z przewidywaniami wyłapała mnie od razu, mister mister spodnie za krótkie. Do przebieralni, depozyt 200 bath i dostałem stylowe plastikowe spodnie (i tak było chłodniej niż w moich jeansach).
Przy następnej bramce (biletowej), poruszenie - halt - dalej nie idziecie, tylko nikt nie potrafi nam powiedzieć dla czego. Jeden wojskowy odsyła nas do następnego, dostajemy pieczątkę na rękę (żebyśmy mogli wejść spowrotem) i nas wyganiają. Po krótkiej gestykulacji wszystko jasne. Nie przeszkadza im 12 mpix matryca w moim nikonie, ale mało nas nie zastrzelili prze średnioformatową Yashic'e. Jeśli chodzi o fotografię analogową to nie jest dozwolone nic ponad standardowy filmy 35mm. Nie mogłem jej schować do plecaka, musiałem zostawić w depozycie.
Sam pałac na wypasie, i to na takim Wypasie w Birmańskim stylu. Na prawdę na bogato.
Sam pałac na wypasie, i to na takim Wypasie w Birmańskim stylu. Na prawdę na bogato.
Czy to jeszcze Tajlandia, czy to już Kambodża, nawet miniatura Angkor Wat robi piorunujące wrażenie, nie mogę doczekać się oryginału.
kazimierskie Koguty w Bangkoku - a to dobre.
Zwieńczenie programu -Szmaragdowy budda. Zakaz fotografowania, zupełnie jak wewnątrz Taj mahal, słychać tylko wyzwalane migawki.
Wróciliśmy tramwajem wodnym, szybki pad thai - Renia nawiązała nowe znajomości.
B-Boye nieźle dawali na ulicy.
Potem Renia na masage, i pedicure ( Sułek - kolejny postulat odhaczony) i wieczorem na KhaoSan. Ale o tym w kolejnym poście.
odhaczony, odhaczony a najbardziej na zdjeciach to Renia jest wypas!
OdpowiedzUsuń