poniedziałek, 5 marca 2012

Bangkok - walka ciała z umysłem

W Moskwie na godzine przed odlotem, na monitorach informacyjnych nasz lot pokazał się jako opóźniony. Pozwoliło to z tłumu podróżujących natychmiast wyłapać naszych ziomków lecących do Bangkoku... Okazało, się, że "skurw....ruskie...h...." sączyło się z wielu ust. W tak romantycznych okolicznościach przyrody, poznaliśmy Jarka, który leciał sam i zgodził się, że po tak traumatycznym doświadczeniu trzeba ukoić nerwy przy jakimś piwku.
W Bangkoku zamiast o 8:40 wylądowaliśmy o 10:15. Po wszelkich kontrolach, przebraliśmy się w ciuchy odpowiadające 35 C,  i taksówką jak Pany, wraz z nowo poznanym w Moskiwe kolegą zajechaliśmy na Khaosan Rd. Tam, jak sugerował nasz nieobecny guru podróżowania, zasiedliśmy na orzeźwiające piwko i PadThai.
Przy śniadaniu zaczęła się owa walka ciała z umysłem. Ciało mówiło: "jestem totalnie wyplute, na nic nie mam siły,  znajdź łóżko i prześpij resztę dnia". Umysł natomiast podpowiadał: " jesteś w Bangkoku, szkoda dnia na spanie. Znajdź pokój, wypij ze 3 kawy i... w miasto" Koniec końców, wygrał umysł.
Zadekowaliśmy się w "Happy House". 2 lata temu się tu stołowaliśmy. Po szybkim prysznicu urodził się plan. Nad rzekę i do Pałacu.





 Pałac zamknięty. Byliśmy za późno. Z racji tego, że nasz stary znajomy leżący budda, odpoczywa vis a vis pałacu postanowiliśmy go ponownie odwiedzić.












Chao Phraya nie tak "gęsta" jak ganges, ale czystością nie grzeszy. Lokalne dzieciaki nie widzą problemu, żeby się w niej schłodzić, my, żeby posiedzieć nad jej brzegiem




Wieczorem Wypad na KhaoSan Rd. Tam jak zwykle gwarno i kolorowo.









8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. dopiero wieczorem zanurzę się w lekturę, ale już teraz pozdrawiam i zazdroszczę. Weźcie dla nas jakieś magiczne kadzidło, jak wrócicie zapalimy je na kazimierskiej ziemi:)w hołdzie tylko grube!! zazdroszczę i już.

    OdpowiedzUsuń
  3. O zazdrości nie gadajmy.... Cieszę się, że mnie tam nie ma - temperatury koszmarne, Khaosan to nie jest prawdziwa Tajlandia i zapewne zaczepiają Was ciągle prostytutki. Nie wiem dlaczego zgotowaliście sobie taki los - straszne!!!
    A, i jeszcze to piwo z ryżu (Chang, czy jakoś tam) - O-K-R-O-P-I-E-Ń-S-T-W-O!!!

    Kiedy wyjazd z metropolii?

    OdpowiedzUsuń
  4. @Sułek

    Właśnie, jak się można tak mordować ??!! I to za własne pieniądze ? Czy się mylę ? Ktoś Was wysłał w delegacje do tego Bangkoku ?

    http://youtu.be/WAdZzr0ysxg Job to do !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że żaby znowu na tapecie, w taki upał to sam git :))). Trzymaj się siostrunia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mateusz wpadnijcie wieczorem tu :
    http://luxurygods.pl/lifestyle/restauracja-na-dachu/
    widok zapiera dech w piersiach a fotki uuu Panie....
    a i o złotym Budzi na China Town nie zapomnijcie :]
    Pozdrawiam
    nerobnek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zazdroszczę Changa i Khao Kha Moo / golonki /ale by sie zjadło ...Sai Grok tez / te kiełbaski ryżowe mniam mniam//....

      Usuń
    2. Darku dzięki za namiary na knajpę z extra widokiem. Obawiam się jednak, że nie dają tam Chang'a za 80 bath i trochę nie nasz budżet. Świątynia w chinatown zrobił na nas takie wrażenie jak byliśmy ostatnio, że byliśmy tam dwukrotnie. Jutro chyba uciekamy z bangkoku, no chyba że znowu "pośpimy".

      Usuń