poniedziałek, 11 lutego 2013

Rantepao - Toraja

Podróż do Rantepao przebiegła bez niespodzianek, autobus szybki i wygodny, kierowca jechał jak szalony, było kilka przystanków na siku, ktoś się zrzygał, klimą przymrozili jak zwykle. Jak zwykle też nie mogłem spać. Z obrzydzeniem oglądałem się do tyłu na Leo, który przespał 8,5 z 9 godzin. Wymiękłem dopiero ok. 3 nad ranem, może to i dobrze, bo właśnie wtedy zaczęły się górskie serpentyny, które praktycznie całe przespałem. 
Do Rantapao zajechaliśmy ok 7 rano. Jak by nie patrzeć umęczeni całonocną jazdą. Po raz kolejny pytam... Co to za wakacje?? Gdzie wstawać trzeba skoro świt, a noce zamiast na imprezowaniu spędza się w autobusach czy samolotach. Pozbieraliśmy bagaże, zadekowaliśmy się w jakiejś norkowatej jadłodajni dla lokalnych -  kawa/herbata. Leo i Renia ruszyli na poszukiwanie hotelu. Hotel znaleziono. 15$ dwójka z łazienką i ciepłą wodą - ceny zaczynają się normować :) Dziś dzień organizacyjny. Plan następujący - odespać jazdę i naleźć:
 - internet
 - przewodnika
 - skutery
 - info jak stąd najlepiej ruszyć dalej na północ.

Rantepao uroku ma w sobie tyle.... W ogóle go nie ma. Miejsce jest po prostu brzydkie, ratuje je tylko umiejscowienie, otoczone jest bujnie porośniętymi dżunglą górami.
Piękne być nie musi, to tylko baza wypadowa do odwiedzania położonych nieopodal górskich wiosek, gdzie żyją plemiona, mające bardzo ciekawe wierzenia i tradycje, szczególnie te dotyczące pochówku.

 Jedyne miejsce z (super powolnym) WI-FI w całym Rantepao - CAFE ARAS






Przewodnik znalazł się od ręki. A jakże. Hotel i restauracja z free wi-fi też. Szybka dżemka, zbawienny prysznic, i ruszamy na poszukiwania informacji. Znaleźliśmy skutery do wypożyczenia 80,000 rupii/dzień (8$) drogo, ale raczej nie ma wyboru. 

Tradycyjne Toraja'nskie spichlerze - trzymają w nich ryż
 Jutro tu się przeprowadzamy





Przy obiedzie pogrzebaliśmy w internecie. Na jednym z blogów, które czytałem przed wyjazdem znalazłem bardzo pochlebne opinie i namiary na przewodnika imieniem Nico. Zadzwoniliśmy do niego, przyjechał. Razem ustaliliśmy fajny, choć dość kosztowny program. Plan zaczyna się krystalizować. Nico, rzucił też garść cennych informacji na temat dalszego podróżowania na północ wyspy. Znaleźliśmy też lepszy Hotel. Warunki lepsze a w tej samej cenie mamy jeszcze śniadanie. Jutro przeprowadzka, bierzemy skutery i wio w góry. Potem 3 dni z Nico. Oj... Będzie się działo.
 

4 komentarze:

  1. Bastards. Getting to eat Indonesian food. I'm gonna be stuck with goddamn rotten shark meat in Iceland. Gahh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh man. It's not Bali. Food is really nothing special here :( I Would kill for some Rudi's pierogi :P

      Usuń
  2. Dobry dzien,nie juz wieczor:)Fajnie sie Was czyta,zagladam,jak tylko moge:)Pozdrawiem Rudi:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochani!
    Mega podrózy Wam życzę!
    Zaczeliście fajnie-nietypowo, nie wiem jaki plan, ale bali moze rozczarowac, natomiast lombok i flores oraz komodo/rinca - mega:-)
    na wschodzie też znacznie mniej pada
    sciskam z zanzibaru, żurek

    OdpowiedzUsuń