piątek, 8 lutego 2013

Kuala Lumpur BEJBE!!

Jesteśmy!
Trasa Wa-Wa-->Doha przebiegła całkiem szybko i miło. Na lotnisko dotarliśmy na czas. Brawo Joanno! W katarskim samolocie faktycznie miejsca na nogi dużo, jedzenie bardzo spoko, wybór alko przepotężny, wysyp filmowych nowości.
Przesiadka w Doha bardzo szybka. Terminale są od siebie tak oddalone, że 2,5 godz. spędziliśmy w autobusach i odprawach. Druga część podróży już nie taka różowa, dużo płaczących dzieci, żarcie bleee, zmęczenie dało o sobie znać, o spaniu nie było mowy, błogosławieni ci co śpią w hałasie i na siedzącą, zmęczeni ci, którzy w takich warunkach nie śpią...MY.
Dolecieliśmy o czasie, na lotnisku złapaliśmy pociąg i mknąc 160km/h, do centrum dotarliśmy w 28 min, na dworcu głównym przesiadka, 1 przystanek dalej spotykamy się z Leo. Załatwił nam pokój w Chinatown, jeden 4 osobowy... Z pokojami jest deficyt z powodu Chińskiego nowego roku. Damy radę we czworo - to tylko jedna noc. Przez gąszcz straganów przedarliśmy się do jadłodajni. Głodni byliśmy mocno, bo w samolocie dawali straszny szit. Wciągneliśmy makaron smażony z kurczakiem tandoori, na deser omlet z cebulą i baraniną.








Przydało by się to wszystko zalać jakimś chłodziwem. Gorąco bardzo nie jest, ok 27 C, nie zmienia to faktu, że czas najwyższy na piwkoooo. Buuu, Buuu, i jeszcze raz Buuu. Za piwo krzyczą jak za złoto. Duże piwo w obskurnej jadłodajni 15 polskich złociszy! Ouch! Szorstkie powitanie. Przy piwie miała miejsce degustacja polskiej kiełbasy, co to ją przywlekliśmy.




Najedzeni i nawodnieni, wróciliśmy do hotelu wziąć prysznic.
Jedziemy na zakupy. Do Petronas Towers. Leo chce kupić aparat do zdjęć podwodnych. 4 Przystanki, metrem i jesteśmy na miejscu. Potwierdzamy, poruszanie się kolejką po Kuala Lumpur to bajka...łatwo, szybko i wygodnie. Z aparatem zeszło się chwilę bo sprzedawca wyrazie bardziej zainteresowany był tym co Leo ma w spodniach niż tym co ma w portfelu. Zrobiły się ciemno, teraz dopiero PT wygląda, wow! Obeszliśmy wieże dookoła.














Potem przeszliśmy się po znajdującym się w bezpośrednim sąsiedztwie parku, tam skaczące fontanny, dużo ludzi. Całość robi piorunujące wrażenie.










Mocno już zmęczeni wróciliśmy do Chinatown, na kolację i piwko. Po powrocie do pokoju wszyscy padliśymy.




Jutro żegnamy się z Kuala Lumpur - bez żalu... Nie żeby nam się nie podobało (choć nie jest 2x lepiej niż w Bangkoku a jest dokładnie 2x drożej), po prostu jeszcze tu wrócimy na kilka dni na samym końcu. Spać kładliśmy się z nadzieją na lepsze, TAŃSZE jutro.... Jutro... INDONEZJA.

2 komentarze:

  1. No... miło wreszcie zobaczyć jakiś obraz. Zwiedzajcie dalej i czekam na nowe wieści z obrazkami.
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe ! Widzieć usmiechnietą twarz Lea ( no może wpół usmiechniętą ) to wielka radość.
    Przezywam z Wami ( na swój snieżny minusowy sposób)
    PHC

    OdpowiedzUsuń